Odcięcie się od wschodniej polityki w ostatniej dekadzie XX wieku stosunkowo szybko wpłynęło na zmianę nastawienia Polaków wobec zachodnich idei, szczególnie tych pozornie kapitalistycznych. Dążenie do zachodniego stylu życia pociągnęło za sobą mnóstwo mniej lub bardziej potrzebnych inwestycji, mających w zamierzeniu ułatwić ludzką egzystencję, jednak czy powinniśmy się we wszystkim wzorować na zachodzie?
Od czasu przystąpienia do Unii Europejskiej zrealizowano w Polsce wiele inwestycji transportowych, które miały nie tylko usprawnić system transportu prywatnego, ale również realizować unijne koncepcje ujednolicające system przewozów towarowych oraz pasażerskich, w każdym możliwym segmencie transportu publicznego. Infrastruktura zmodernizowana lub zbudowana w praktyce od podstaw w ramach Transeuropejskiej Sieci Transportowej (TEN-T), to w znacznej większości projekty dobre, czasami niestety przepłacone, ale ogółem wpływające realnie na stan transportu w granicach naszego kraju.
Gorzej jeśli weźmiemy pod uwagę inwestycje realizowane w miastach, czy też aglomeracjach, które nie mają ogółem zbyt wiele wspólnego z paneuropejskimi projektami. W końcu tramwaj albo metro brzmią tak dumnie i nowocześnie, że w zasadzie każde miasto chciałoby być przykładowo takim Paryżem, wszak na zachodzie to przecież normalne, że duże miasta posiadają choć jeden z wymienionych wcześniej rodzajów transportu. Jest to jednak bardzo irracjonalne podejście.
Całkiem niedawno miałem niezwykłą przyjemność pojechać do francuskiego Strasburgu, w ramach wycieczki do Parlamentu Europejskiego na zaproszenie europosła Stanisława Żółtka. Czas wolny pozwoliłem sobie wykorzystać nie tylko na zwiedzanie, ale przede wszystkim na powierzchowną analizę obowiązującego tam systemu transportu publicznego.
Siatka połączeń oraz infrastruktura transportowa to najmocniejsze atuty transportu publicznego w stolicy Alzacji. Widać to szczególnie na obrzeżach miasta, gdzie linie autobusowe bardzo często przecinają linie tramwajowe, by dać pasażerom możliwość swobodnej przesiadki z jednego pojazdu do drugiego, nie stosując zarazem żadnych wymyślnych projektów węzłów przesiadkowych. Prostota oraz minimalizm infrastruktury przystankowej jest natomiast bardzo funkcjonalna i ten właśnie aspekt powinien zawsze stanowić podstawę w projektowaniu systemów transportu publicznego.
Nie można jednak powiedzieć, że transport w Strasburgu jest pozbawiony wad. Do wielu miejsc ulokowanych w ścisłym centrum miasta dociera wyłącznie tramwaj, więc bardzo ciężko dojechać do niego samochodem, a jedyne ulicę prowadzące przez miasto, w godzinach szczytu bardzo szybko się korkują. Jest to niestety jeden z efektów wymuszania zmiany przyzwyczajeń na społeczeństwie, a sądzę, że przy wspomnianych wcześniej zaletach, zastosowanie tego schematu jest zbędne.
Niestety właśnie ten ostatni schemat próbuje być na siłę wprowadzany w polskich miastach, co wzrasta wraz z otrzymywanymi z Unii Europejskiej „dotacjami” na rozwój ekologicznego transportu publicznego. Niektórzy prezydenci miast już nawet nie ukrywają, że priorytetem organizowanych przez nich inwestycji infrastrukturalnych związanych blisko z transportem, jest wyłącznie zdobycie pieniędzy z unijnych „dotacji”, a funkcjonalność tych obiektów traktowana jest jako rzecz trzeciorzędna – ważne przecież, że coś się zrobiło „dla ludzi”, szczególnie przed kolejnymi wyborami.
Innym problemem, jaki właściwie pojawił się w ostatnim czasie, jest „darmowa” komunikacja. O tym, jak niebezpieczne jest wprowadzenie takiej koncepcji, wielokrotnie opisywałem na swoim profilu, jednakże z każdym kolejnym miesiącem, kolejne miasta decydują się na ten katastrofalny dla gospodarki projekt. Takie szkodliwe inicjatywy, nijak wpływają na zainteresowanie podróżnych, jeśli cały system komunikacji miejskiej pozostawia się nienaruszony. Skoro jednak każdy ma ze swoich pieniędzy płacić tyle samo podatku na ten umownie „darmowy” transport, to uważam, iż każdemu powinna z tego tytułu przysługiwać identyczna dostępność transportowa, a to już zdecydowanie utopia.
Ostatnia ze złych koncepcji pochłanianych na siłę z zachodu, to różnorakie strefy ograniczenia prędkości, przeplatane dodatkowo zakazem wjazdu dla starych samochodów, czy innymi udziwnieniami, które mają w zamierzeniu przyczynić się do zmniejszenia zanieczyszczenia środowiska, ale przede wszystkim wymusić korzystanie z transportu publicznego. Jest to równie bezsensowny projekt, jak te wspomniane wyżej, z tą różnicą, że może on praktycznie wpłynąć na wyludnianie się miasta.
Co jednak zrobić w przypadku, gdy zmiany w transporcie publicznym wydają się być nieuniknione, bo miasto cały czas się poszerza, a niewielka przepustowość dróg zaczyna sprawiać olbrzymi problem dla sprawnego funkcjonowania miasta? Warto zacząć od poprawy siatki połączeń, zgodnie z zapotrzebowaniem mieszkańców, a także realizacji odpowiednich inwestycji usprawniających transport, priorytetowo biorąc pod uwagę ich umiejscowienie, a także funkcjonalność.
Drugim krokiem, jest podjęcie stosownych kroków ku liberalizacji rynku przewozów pasażerskich, likwidując rzecz jasna wszelkie utrudnienia, torujące drogę dla prywatnej działalności w tym sektorze. Wprowadzenie wolnego rynku w przewozach pasażerskich oraz swoboda działań za tym idąca, poza poprawą oferowanego przez przewoźników standardu, może również przyśpieszyć rozwój technologii.
W większych miastach lub aglomeracjach, gdzie wskazane jest dążenie do wspólnej taryfy biletowej lub jednolitego systemu ich sprzedaży, warto dążyć do zlecania przewozów prywatnym przewoźnikom (wzorem Radomia, Tczewa, Wrocławia), co nie tylko obniża koszty dla miasta, ale również pozbawia w pewien sposób możliwości nadmiernej ingerencji w działalność przewoźnika ze strony miast, gmin lub województw.
Mając wyżej wspomniane fundamenty, można przejść do promocji transportu publicznego poprzez środki masowego przekazu oraz różnego rodzaju społeczne akcje, które będą zachęcać (a nie wymuszać, jak we wspomnianych w pierwszej części artykułu przypadkach) do zmiany środka transportu. Trzeba również zapamiętać, że istnieje w społeczeństwie grupa ludzi, która w żadnym wypadku nie zamierza korzystać z transportu publicznego, a więc powinniśmy uszanować ich wybór, nie odbierając możliwości swobodnego przemieszczania się.
Przestańmy patrzeć jednostronnie, myślmy racjonalnie i we właściwy sposób zarządzajmy i twórzmy transport publiczny. Stosujmy własne koncepcje stawiając zdecydowanie na ich późniejszą funkcjonalność. Bądźmy unikalni w Unii Europejskiej przynajmniej pod tym jednym względem.